Tym razem opowiem Wam nie o pięknej kobiecie, tylko o pięknym kraju, o Chorwacji. Tak, wiem, każdy mówił mi, że Chorwacja jest piękna, ale widzieć te wszystkie cuda przyrody, urokliwe stare miasteczka, laguny, kamieniste wysepki, gaje oliwne i winne na własne oczy to zupełnie inna sprawa.
Pewnie na jednym poście nie zakończę pokazywania Chorwacji przez swój pryzmat lecz nie wszystko na raz, dzisiaj ciut o miastach.
Zachwycające, białe, ogorzałe słońcem stare miasta w których można się zgubić. Jednych napawające lekkim strachem, jaki czuje się w labiryncie bez wyjścia, na drugich działające kojąco i przytulnie. Labirynty wąskich uliczek, niesamowite ilości schodów, schodków i schodeczków. Urokliwe balkoniki oraz pogmatwane sznurki na pranie.
Dla bardzo wnikliwych internautów napiszę, że miasta, które są na zdjęciach to Szibenik, Split i Trogir, ale nie będę tu opowiadać o ich historycznej przeszłości tylko o moich wrażeniach.
Niesamowity biały budulec, który Chorwaci mają w nadmiarze to wapień chorwacki. Widać go wszędzie i wygląda jak nikomu niepotrzebny gruz dopiero w miastach można zauważyć jego szlachetności i praktyczne zastosowanie. Starówki miast, które odwiedziliśmy wyglądały bardzo przedziwnie, od trotuarów do samych szczytów wyłożone były białym kamieniem. To powodowało u mnie sprzeczne wrażenia, po pierwsze bardzo starego zakurzonego miejsca, a z drugiej strony niezmiernie czystego, gdyż wszystko było wykończone i białe hm.... bardzo dziwne, jakby świeżo odrestaurowane.
Wykończone od brzegu do brzegu, bez wolnej przestrzeni, ciasno zagospodarowane, tylko gdzieniegdzie wciśnięta doniczka z kwiatem, bo na trawnik nie ma już miejsca.
Tak , zdarzały się również ogrody, a raczej ogródeczki, które powstawały w każdej wolnej przestrzeni lecz niewiele tej przestrzeni było. Hm... czyżby Chorwaci byli bardzo gospodarni?
Możliwe, dla mnie brakowało tam hulającego powietrza i wolnej przestrzeni, choć nie ukrywam, że łatwiej się było schronić przed wszechobecnym, wypalającym słońcem, a mury ciasnych miasteczek dawały kojący chłód.
Dodatkowym miłym akcentem były murale spotkane zupełnie przypadkowo, nieopisane w przewodnikach mówiące mi o tym, że te miasta są wciąż żywymi miastami, a nie tylko utrzymywanymi na potrzeby turystów pięknymi makietami.
fotki pstrykała Aleksandra Kus